Co warto pamiętać, czyli gdzie są moje okulary?

Anna Litwinek / 14-03-2016

Im jestem starsza, tym więcej gromadzę w pamięci, co z jednej strony bardzo mi odpowiada, bo zamykając oczy przewijam w głowie swój własny obyczajowo-komediowy serial, którego jestem gwiazdą, główną aktorką z dożywotnim angażem i czerpię z tego miłe wrażenia i bezlitośnie wytracam i wykorzystuję w pisaniu, wymyślaniu w oparciu o kradzione samej sobie wspomnienia, a z drugiej strony oznaką młodości było spoglądanie do przodu, a nie do tyłu. Marzenia i planowanie, a nie przywoływanie duchów.

Pamiętanie to także Freedom Flyer Reunion. Coroczne uhonorowanie lotników, którzy byli jeńcami wojennymi. Tych, którzy z niewoli wrócili i tych, którzy na zawsze zaginęli. Nie chodzi tu o wystrzelenie salwy i złożenie bukietu pod skądinąd ciekawym pomnikiem klucza wracającego bez jednego skrzydłowego. To przypomnienie, że są zawsze częścią tej społeczności, która zrobi wszystko, by utraconych odzyskać, by oni sami odzyskali wolność i lotnictwo. By w swoim pierwszym po powrocie z niewoli Locie Wolności poczuli, że są w domu. Gdzie ich trawniki z flagami i ławkami, a na nich dzieci i żony, które swoją rolę military spouse traktują poważniej niż ja moje pisanie. Bo też i są traktowane na równi z mężami, przypinają im kolejne stopnie zawodowe własnymi żoninymi rękami na oficjalnych uroczystościach; z jednej strony przełożony, z drugiej żona. Jest szacunek, jest pamięć.

A moja własna zawodna głowa musi notować i punktować, żeby zapamiętać. Postować, blogować i focić. Szkicować, powtarzać, kopiować i kolekcjonować. Aż pogłębia się zmarszczka między brwiami od skupienia, a i od krótkowzrocznego wpatrywania. Bo faktycznie ciągle nie pamiętam, gdzie odkładam okulary. I zdażyło się, owszem, nie zaprzeczę, odnaleźć je na własnym nosie.